poniedziałek, 11 listopada 2013

Wymyślacz


Zakurzoną wiejską drogą szedł sobie Wymyślacz. Pogwizdywał wesoło bo lekko mu było, kopał przed sobą starą puszkę i patrzył w niebo.
Plecak, pełen historii, dyndał rytmicznie dyndu-dyndu.
Wymyślacz stanął pod zdziczałą gruszą i spojrzał w dolinę, na wioskę. Był tu już kiedyś, a przynajmniej tak mu się wydawało; w każdym razie kojarzył to miejsce z niezłym zarobkiem.
Postanowił udać się wprost do karczmy i tam od razu zarobć dobrą historią na dobrą kolację. Gdy dotarł do wioski zmiarzch już zapadł a światła karczmy migotały ciepłym światłem bardzo zachęcająco.
            Wymyślacz wszedł i usiadł w kącie sali. Po chwili zaczepił sąsiada z ławy i poszeptał mu coś do ucha. Zaczepiony biesiadnik spojrzał na Wymyślacza, podniósł brwi i zadał jakieś pytanie. Po chwili do rozmawiających dołączyli się inni a po trzydziestu minutach w karczmie zamilkła muzyka a wszyscy biesiadujący zasłuchali się w opowiadaną historię.
Gdy Wymyślacz skończył jedni kleli, inni płakali, jeszcze inni dyskutowali zawzięcie, dwóch się pobiło a jednego brodacza kilku mężczyzn wyrzuciło przez drzwi karczmy w błoto, bo spoliczkował kobietę.
Potem karczmarz uprzątnął stół przed Wymyślaczem i postawił na nim dymiącą kolację i ogromny kufel piwa.
- Jutro, o tej samej porze - powiedział Wymyślacz karczmarzowi na odchodnym i poszedł szukać noclegu.
            Następnego dnia wieczorem Wymyślacz opowiedział kolejną historię i uzbierał za to sporo pieniędzy. Tak było przez trzy dni, aż Wymyślacz zapowiedział, że w niedzielę opowie najpiękniejszą historię świata.
            W sobotę, wieczorem, w pokoju, w gościńcu Wymyślacz sięgnął po plecak aby wyjąć z niego Najpiękniejszą Historię Świat, odkurzyć ją i przygotować na drugi dzień.
Niestety plecak był pusty.
Wymyślacz wpadł w panikę, przeszukał cały pokój, gospodę, podwórze i wszystkie miejsca, które mu przyszły do głowy. Histori nie było.
Jak opowiedzieć historię, której nie ma - rozpaczał Wymyślacz. Zfrustrowany i zły wyszedł na drogę przetrząsając przydrożne krzaki; doszedł tak do końca wsi aż pod samotny dom, na końcu. Tu stanął, zastanawiając się czy opuścić wieś, czy jednak wrócić i jeszcze raz przeszukać pokój.
Wtem usłyszał przyciszone głosy dobiegające z otwartego okna domu.
Wymyślacz stanął i zaczął podglądać i słuchć...
Potem zaczął płakać i śmiać się na przemian. Na koniec otarł łzy i zadowolony wrócił do gospody, mając w głowie plan na niedzielną opowieść.
            Na drugi dzień w karczmie zgromadziło się spore audytorium. Wymyślacz usiadł na stole, w środku tłumu i ropoczął opowieść o niewidomej kobiecie i jej chromym mężu, o cudownym dziecku i braciach sjamskich, o rodzinie, miłości i poświęceniu, o ludziach, których widział przez okno.
W miarę snucia opowieści tłum ludzi okazywał coraz większe niezadowolenie, aby po skończeniu historii wygwizdać Wymyślacza.
- to się nie mogło zdarzyć- krzyczeli niektórzy
- takich ludzi nie ma
- zmyśliłeś, jesteś oszustem
- precz
- precz, nie pokazuj się tu więcej
Wyrzucony z karczmy Wymyślacz nie tylko nie zarobił ale i nie dostał kolacji.
- nie, to nie - krzyknął w stronę zatrzaśniętych drzwi i pogroził im pięścią.
- jesteście ślepi - wrzasnął i rzucił grudką ziemi

I poszedł sobie a gdy dotarł do końca wsi, przystanął przed ostatnim domem i zajrzał w okno. Przy stole siedziała niewidoma kobieta, trzymająca w ramionach małe, lśniące niebieskim blaskiem dziecko, mężczyzna, który kroił chleb i dwóch chłopców zrośniętych barkami.
Wymyślacz zapukał do drzwi.