Zakurzoną
wiejską drogą szedł sobie Wymyślacz. Pogwizdywał wesoło bo lekko mu było, kopał
przed sobą starą puszkę i patrzył w niebo.
Plecak,
pełen historii, dyndał rytmicznie dyndu-dyndu.
Wymyślacz
stanął pod zdziczałą gruszą i spojrzał w dolinę, na wioskę. Był tu już kiedyś,
a przynajmniej tak mu się wydawało; w każdym razie kojarzył to miejsce z
niezłym zarobkiem.
Postanowił
udać się wprost do karczmy i tam od razu zarobć dobrą historią na dobrą
kolację. Gdy dotarł do wioski zmiarzch już zapadł a światła karczmy migotały
ciepłym światłem bardzo zachęcająco.
Wymyślacz
wszedł i usiadł w kącie sali. Po chwili zaczepił sąsiada z ławy i poszeptał mu
coś do ucha. Zaczepiony biesiadnik spojrzał na Wymyślacza, podniósł brwi i
zadał jakieś pytanie. Po chwili do rozmawiających dołączyli się inni a po
trzydziestu minutach w karczmie zamilkła muzyka a wszyscy biesiadujący
zasłuchali się w opowiadaną historię.
Gdy
Wymyślacz skończył jedni kleli, inni płakali, jeszcze inni dyskutowali
zawzięcie, dwóch się pobiło a jednego brodacza kilku mężczyzn wyrzuciło przez
drzwi karczmy w błoto, bo spoliczkował kobietę.
Potem
karczmarz uprzątnął stół przed Wymyślaczem i postawił na nim dymiącą kolację i
ogromny kufel piwa.
-
Jutro, o tej samej porze - powiedział Wymyślacz karczmarzowi na odchodnym i
poszedł szukać noclegu.
Następnego
dnia wieczorem Wymyślacz opowiedział kolejną historię i uzbierał za to sporo
pieniędzy. Tak było przez trzy dni, aż Wymyślacz zapowiedział, że w niedzielę
opowie najpiękniejszą historię świata.
W
sobotę, wieczorem, w pokoju, w gościńcu Wymyślacz sięgnął po plecak aby wyjąć z
niego Najpiękniejszą Historię Świat, odkurzyć ją i przygotować na drugi dzień.
Niestety
plecak był pusty.
Wymyślacz
wpadł w panikę, przeszukał cały pokój, gospodę, podwórze i wszystkie miejsca,
które mu przyszły do głowy. Histori nie było.
Jak
opowiedzieć historię, której nie ma - rozpaczał Wymyślacz. Zfrustrowany i zły
wyszedł na drogę przetrząsając przydrożne krzaki; doszedł tak do końca wsi aż
pod samotny dom, na końcu. Tu stanął, zastanawiając się czy opuścić wieś, czy
jednak wrócić i jeszcze raz przeszukać pokój.
Wtem
usłyszał przyciszone głosy dobiegające z otwartego okna domu.
Wymyślacz
stanął i zaczął podglądać i słuchć...
Potem
zaczął płakać i śmiać się na przemian. Na koniec otarł łzy i zadowolony wrócił
do gospody, mając w głowie plan na niedzielną opowieść.
Na
drugi dzień w karczmie zgromadziło się spore audytorium. Wymyślacz usiadł na
stole, w środku tłumu i ropoczął opowieść o niewidomej kobiecie i jej chromym
mężu, o cudownym dziecku i braciach sjamskich, o rodzinie, miłości i
poświęceniu, o ludziach, których widział przez okno.
W
miarę snucia opowieści tłum ludzi okazywał coraz większe niezadowolenie, aby po
skończeniu historii wygwizdać Wymyślacza.
-
to się nie mogło zdarzyć- krzyczeli niektórzy
-
takich ludzi nie ma
-
zmyśliłeś, jesteś oszustem
-
precz
-
precz, nie pokazuj się tu więcej
Wyrzucony
z karczmy Wymyślacz nie tylko nie zarobił ale i nie dostał kolacji.
-
nie, to nie - krzyknął w stronę zatrzaśniętych drzwi i pogroził im pięścią.
-
jesteście ślepi - wrzasnął i rzucił grudką ziemi
I
poszedł sobie a gdy dotarł do końca wsi, przystanął przed ostatnim domem i
zajrzał w okno. Przy stole siedziała niewidoma kobieta, trzymająca w ramionach
małe, lśniące niebieskim blaskiem dziecko, mężczyzna, który kroił chleb i dwóch
chłopców zrośniętych barkami.
Wymyślacz
zapukał do drzwi.